piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział II Sen


W sumie nie zmieniłam wiele, ale dodałam opis Divine Roses. Miłej lektury

Galanteria spała. W śnie znajdowała się we mgle. Każde jej słowo powtarzało echo. Rozległ się huk. Odwróciła się natychmiast, ale niczego nie dostrzegła. Z mgły wydobył się krzyk.
-Galanterio!
Wystraszona zaczęła uciekać.
-Galanterio!
Głos dobiegał z zupełnie innej strony. Galanteria skuliła się.
-Jak mogłaś wydać tajemnicę, która nie miała ujrzeć dziennego światła! Jak mogłaś wydać mnie! Czy ty wiesz co posiadasz?!
-Nn… nie- Galanteria jąkała się
-Posiadasz coś o czym każda księżniczka, alicorn czy jednorożec może tylko marzyć.-głos brzmiał łagodniej
Nagle coś w niej postanowiło się buntować. Chciała rzucić się na tego kogoś i zabić go. Poczuła nagły przypływ energii. Jednak coś ją powstrzymało.
-Poznasz prawdę. Wkrótce.
Galanteria obudziła się zlana potem. Niemiała wątpliwości. W jej śnie był on. Czarny alicorn, którego widziała podczas starcia w bibliotece. Był już ranek. Galanteria miała ochotę iść na pierwszą lekcję –WF. Musiała wyładować tą dziwną energię. Do skrzydła szpitalnego weszła White Angel i Divine Roses.
-Och Galanterio!- zaczęła pani Roses- jak się cieszę, ze się już dobrze czujesz!
-Kłamie-pomyślała Galanteria
Divine była wysoka, jednak nie wyższa od pani Angel. Ona była istną kpią Cadance. Taka sama, chociaż może troszkę niższa. Na głowie zawsze nosiła wianek ze stokrotek, który- według plotek- dał jej ukochany. Jeśli w istocie dał- musiał już nie żyć. Divine nie miała męża.
-Bardzo się martwiłyśmy- powiedziała pani Angel
-Mam pytanie. Czy mogłabym iść na pierwszą lekcję?- zapytała Galanteria
-O nie. Nie darowałabym sobie gdyby coś ci się stało!
-Pani Roses proszę się nie martwić. Czuję się świetnie.
-Skoro tak ci zależy, idź.
Galanteria wstała z łóżka i zbiegła po schodach. Pognała czym prędzej na sale gimnastyczną. Dzisiejszego dnia miało się odbyć wybranie kucyka do wielkiego biegu juniorów przez przeszkody, który odbędzie się w Canterlot. Galanteria była pewna, że Grand Diamond będzie brać udział. Ona zawsze była we wszystkim najlepsza. Nie było żadnego wyjątku. Kiedy dotarła na salę Grand Diamond rozpoczynała swój bieg.
-Galanterio, dobrze się czujesz?- zapytała Never Wind (nauczycielka WF-u)
-Doskonale. Dziękuję pani Wind- odpowiedziała
-Będziesz brała udział w dzisiejszych biegach? To Dość... ryzykowne.
-Tak, wiem, ale mam wielką ochotę.
Grand Diamond skończyła bieg.
-Bardzo dobrze 9,2/10-powiedziała Never Wind
-Spróbuj mnie pobić ofiaro- szepnęła do Galanterii
-Galanterio, może teraz ty.
Galanteria ustawiła się na lini startu. Kiedy zabrzmiał dźwięk gwizdka, klacz pobiegła cwałem na pierwszą przeszkodę. Podczas skoku miała dziwne wrażenie, że wyrastają jej skrzydła. Galanteria była zdziwiona. Wiele razy brała udział w biegach przez przeszkody, ale nigdy nie czuła czegoś takiego. Mimo to nie przerwała biegu. Z trudem zatrzymała się przed Never Wind.
-To było coś niesamowitego! Żaden kucyk po wyjściu ze skrzydła szpitalnego nie dokonał czegoś takiego! Nawet w pełnym zdrowiu i kondycji nie dał by rady! 10/10 jedziesz na zawody.
Grand Diamond była wściekła. To ona zawsze jeździła na zawody. Zadzwonił dzwonek. Tłumy uczniów i uczennic wysypało się na korytarz. Klacz wiedziała, że Grand Diamond prędzej, czy później się odegra, ale nie dzisiaj. Nie teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz