sobota, 7 września 2013

Rozdział X Napaść

Krótki rozdzialik o podróży Minty. Miłej lektury!




Powoli zaczynała zapadać noc. Miętowa klacz wzięła z ziemi kilka gałązek i za pomocą krzesiwa rozpaliła ogień. Potem wyjęła z podróżnego plecaka brązowy dziennik i długopis po czym zaczęła coś skrzętnie notować.


„Pierwszy dzień wyprawy                                                 kilka dni po milionie lat po narodzinach Celestii


Siedzę, idę, znowu siedzę. Nawet nie wiem po co. Zaczęło się wszystko od ataku armii chanterlinów (tak, dobrze przeczytałeś, a ja nie pomyliłam się w pisowni) na Belatons High School. Jakiś nieznajomy kazał mi podążać do jakiejś czarnej kropki na równie czarnej mapie (jest tak skurzona, że aż czarna). Nie wiem dlaczego teraz idę po tym czarnym jak moja mapa lesie. Po prostu... niektórzy ufają innym na intuicję. Moja intuicja mnie zmusiła, żebym mu zaufała.  Jakby ci to wytłumaczyć... On był jak żarówka.  Żarówka świeci się i rozświetla pomieszczenie, a sama świeci najjaśniej. Dzisiaj zdarzyło się cos dziwnego. Jak podróżowałam obok tych chanterlinów (tak, jestem skazana na podróżowanie obok tych krwiożerczych bestii) nieźle przyśpieszyłam i zrobiłam krótki przystanek. Byłam głodna, więc rozpaliłam ognisko (a powinnam najpierw pomyśleć, a potem zrobić). Rozłożyłam nad nim „grilla” z patyków i dałam na niego mięso. Dopiero potem zaczęłam się rozglądać. Zajrzałam za krzaki, a tam... chanterliny rozbijały obozowisko! Spanikowana szybko poszłam zgasić ogień. Zrobiłam kilka gwałtownych ruchów i trzy chanterliny mnie zauważyły. Poszły za mną jak gdyby nigdy nic. Uciekałam. Otoczyły mnie pod drzewem obok mojego ogniska. Potem nagle pomyślałam o tym „żarówiastym” nieznajomym. Nagle otoczyło mnie światło i zamknęło w tak jakby wielkiej kulce. Wzniosłam się w powietrze. Potem nie widziałam nic. Jak się ocknęłam pod drzewem chanterliny leżały trupem. Ogniska nawet nie było tylko obok leżało upieczone mięso. Wzięłam je i spojrzałam na chanterliny. Dałabym głowę, że przez chwilę na tym drzewie był wyryty napis „Powodzenia!”, a potem jak się przypatrzyłam wyparował. Wzięłam mój ekwipunek i galopem pognałam przed siebie. Teraz jestem w tym bezpiecznym (miejmy nadzieję) miejscu. Zresztą, i tak już pakuję bagaż. Jestem zmuszona nadrobić zaległości i podróżować nocą.

                                                                                                                           
                                                                                                                                              Minty Fresh

2 komentarze: