Miętowa klacz usiadła na łóżku. Już miała zacząć notować,
kiedy usłyszała głos.
-Na pewno dobrze robisz?
Minty jakby rozumiała uczucia tego nadzwyczaj dziwnego
osobnika.
-Wielki Mistrzu, ja rozumiem, że źle się dziać będzie jeśli
mój dziennik wpadnie w niepowołane kopyta.
Rzekomy Wielki Mistrz skinął głową i wyszedł z pokoju.
„Dzień (albo dni) … kolejny/ne (ostatnio zdążyłam się
zgubić)
OK. Zaczęło się od tego, że miałam jakiś mega dziwny
koszmar. Pamiętam tylko, że jakieś bestie stały wokół mnie, szeptały, a ja nie mogłam nic zrobić. Potem dopiero dotarło do
mnie, że naprawdę słyszę jakieś szepty. Wytężyłam słuch starając się cokolwiek
zrozumieć.
-Kiedy
zostaliście zaatakowani?
-Trzy dni
temu, Wielki Mistrzu.
Ten głos…
Oresion! Usłyszałam jeszcze kilka osób szepczących coś między sobą. Z ich
rozmów zrozumiałam tylko jedno słowo. Złotoaura. Przyznam szczerze, że wtedy
konkretnie spanikowałam. To nie był sen, tylko jawa. Pewnie każdy w tym pokoju
to jeden z tych wampirów gotowy skoczyć mi do gardła.
-Zgłupiałeś
do reszty!- ktoś krzyknął
-I kto to
mówi?- powiedział Oresion
Dotarło do
mnie, że gość ma konkretne riposty.
-Pytam się
po raz pierwszy i ostatni- dlaczego ją tu przytargałeś!?- odezwał się ponownie
Z tego to
musiał być narwaniec.
-Uratowała
mi życie. Gdyby nie ona nie opowiadałbym wam przed chwilą co zrobiła Rakotis!
-Bzdury
pleciesz. Chyba wszyscy tu zgromadzeni potwierdzą, że jesteś niestały w uczuciach.
Po sali
poniósł się cichy chichot. Sama myślałam, że za sekundę zacznę ryczeć ze
śmiechu jeśli oni prędko nie skończą.
-Zamilcz!!!-
ryknął Oresion
Chyba chciał
użyć jakiegoś potężnego czaru, ale jak Wielki Mistrz ryknął to aż strach się
bać.
-CISZA!!!
Ucichło
delikatne brzęczenie aury. Jeśli kiedykolwiek pomyśleliście, że nie ma nic
gorszego niż matka krzycząca na was głośno z powodu bałaganu w pokoju to
pomyślcie, że krzyczy na was pięć mam połączonych w jedną osobę. Wtedy
będziecie mieli jako-takie pojęcie jak się czułam w tej chwili.
-Narada
skończona. Wyjdźcie. Jeśli chodzi o ciebie Garoen- później udzielę ci
reprymendy.
Oj, już mi
go szkoda. Słyszałam jak wyszedł mrucząc coś pod nosem. Jak się domyślam były
to chanterlińskie przekleństwa.
-Oresionie-
musimy porozmawiać w cztery oczy.
Wychodzi na
to, że Gareon wychodził z pokoju z chytrym uśmieszkiem.
-Jesteś
pewny, że ona jest złotoaurą?- zapytał Wielki Mistrz
-Widziałem
na własne oczy. Wiem, że to nie jest zbyt możliwe Wielki Mistrzu. O ile mi
wiadomo ostatni raz żyła na świecie złoto aura kiedy…
Przerwał
nagle.
-Przepraszam
Wielki Mistrzu.
Pewnie
poruszył jakiś niebezpieczny kabel.
-Doskonale o
tym wiem. Jeśli to prawda- a nie wyczuwam w twych słowach kłamstwa- możliwe, że
jest nadzieja. Zajmę się nią.
-Dziękuję
Wielki Mistrzu.
Usłyszałam
trzask drzwi. Pewnie już wyszedł.
Dałabym głowę, że w tym momencie Wielki Mistrz przewrócił oczyma.
-Kiedy
przestaniesz udawać nieprzytomną?
Zgłupiałam.
Poważnie.
-Ja… ale…
jak?- nie byłam w stanie wydusić słowa
Zastanowił
się i po chwili odpowiedział:
-Za dużo
myślisz.
Dobra.
Zbaraniałam doszczętnie. Próbowałam nie myśleć, ale i tak myślałam. Jak na
złość.
Wtedy
przypomniałam sobie moją pierwszą lekcję czarów. Kazali skupić mi się na jednej
rzeczy i spróbować ją podnieść lewitacją. Tym razem musiałam się skoncentrować
na zaklęciu. Na przykład tamta bariera…
-Nawet nie
próbuj. To cię osłabi, a na mnie nie zadziała.
Kolejne „że
co?” na ten dzień. Dopiero wtedy zaczęłam dostrzegać własne zmęczenie. Ostatnim
wyjściem okazało się niewielkie okno.
-Nie
radziłbym.
W tamtym
momencie była zdesperowana do takiego stopnia, że byłabym w stanie popełnić
samobójstwo. Zamiast tego zobaczyłam na parapecie niewielki sztylet.
-Opanuj
się!!!- usłyszałam
Uznajcie
mnie za wariatkę, ale Wieeelki Mistrz tego nie powiedział. To zabrzmiało jakby
w mojej głowie. Oczy nagle zasnuły mi się mgłą. Poczułam, że unoszę się nad
ziemią. Miałam wrażenie, że lawirowałam pomiędzy życiem, a śmiercią. Potem
usłyszałam tylko „uspokój się” i „zaufaj mu”. Upadłam na ziemię. Obudziłam się
następnego dnia. Było mi już lepiej. Leżałam na łóżku w jakimś pokoju.
Ostrożnie wstałam. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Poszłam się
przejść. Kiedy szłam korytarzem zauważyłam jakieś niedomknięte drzwi. Zajrzałam
przez szparkę i natychmiast oślepiło mnie światło i fale potężnej energii.
Potem zobaczyłam… no to się nie mieści w głowie. Wielkiego Mistrza bez peleryny.
On nie był chanterlinem! Ba… on w ogóle nie przypominał w żadnym stopniu kuca.
Spod światła wydobyła się nagle biała aura. Dziwne… bardzo dziwne. Wszystko
nagle ucichło. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Wielki Mistrz patrzył prosto
na mnie. Był cały biały z kilkoma dziurami… jednym słowem była bardzo dziwny
jak na chanterlina (jeśli nim w ogóle był).
-Wejdź.-
powiedział
Po chwili
dodał:
-Owszem,
jestem chanterlinem.
Nie wiem jak
on to robi. Nie wiem, czy chcę wiedzieć.
-Zapewne
zadajesz sobie pytanie dlaczego nie interweniuję w sprawie Rakotis…- przerwał
Po chwili zaczął kontynuować.
-Widzisz… to nie jest takie proste. Ponad
dwadzieścia lat temu miałem córki. Pierwsza nigdy nie słuchała niczyich próśb,
nalegań, ostrzeżeń, zakazów… Druga natomiast była po prostu ideałem. Pierwsza
kiedy dorosła zaczęła głosić własne poglądy na temat naszej rasy. Miała wielki
dar przekonywania… część z nas dała się omamić. Ona nie posłuchała nawet
ówczesnego Wielkiego Mistrza. Druga natomiast stała się złotoaurą. Próbowała
przekonać siostrę, później już pokonać wskutek czego sama zginęła. To nie było
jedyne morderstwo którego dokonała. Otrzymałem list informujący mnie, że Wielki
Mistrz wybrał mnie na swojego zastępcę. Kilka dni później został zabity… przez
moją własną córkę. Próbowała podrobić list twierdzący, że to ona jest następczynią.
Na jej szczęście odkryto, że mój list jest prawdziwy. Uciekła wówczas z
własnymi zwolennikami na zachodnie pustkowia.
-Czy twoja córka, Wielki Mistrzu to…
-Masz rację. Zwano ją Rakotis.
Byłam zszokowana. Teraz siedzę w blasku
księżyca w pokoju. Nic nie rozumiem. Nie muszę rozumieć
Minty”
Świetny rozdział, tylko... jedna taka rzecz... która mi nie pasuje...
OdpowiedzUsuń"-Wielki Mistrzu, ja rozumiem, że źle się dziać będzie jeśli mój dziennik wpadnie w niepowołane ręce."
Niepowołane RĘCE? Bardzo łatwo można się potknąć na takich powiedzeniach, w których mowa przykładowo o rękach. Jeżeli jest to możliwe, wypada wtedy ręce zamienić na kopyta ;)