Camper, w którym
znajdowała się Metan mknął uliczkami. Po pewnym czasie blondynka spojrzała na
okładkę książki współtowarzyszki.
-Też lubię książki
fantasy- powiedziała cicho, wpatrując się w okładkę, na których widać było
zakapturzoną postać w zielonej pelerynie.
-Oo to fajnie-
ucieszyła się dziewczyna. Miała miodowe
loki,niebieskie oczy i okulary ray-bany,była wysoka i szczupła.
-Jestem Metan-
przedstawiła się, podając rękę dziewczynie
-Carly- uścisnęła
rękę- jeśli mogę spytać to po co jedziesz do Kaliforni?
-Właściwie to jadę do
mojej rodziny, wyjechałam z Nowego Jorku.
-Ja wyjechałam z
mojego domu w Londynie, poleciałam samolotem do Kansas i teraz wracam do San
Diego- dziewczyna uśmiechnęła się do Metan i ponownie zatopiła się w lekturze.
Drzwi busu otwarły
się. Słychać było donośny głos (zapewnie kierowcy busa) pomieszany z drugim,
który na pewno nie należał do Cody'ego i na schodkach pojawiła się dziewczyna.
Miała zimne,szare
oczy, burzę włosów na głowie i opaloną skóre. Zlustrowała spojrzeniem każdego w
autobusie i usiadła na najwyższym siedzeniu z tyłu busa, patrząc na wszystkich.
Nie było to bynajmniej miłe spojrzenie. Ostentacyjnie udawała, że nie czuje
oczu zwróconych na nią. Metan przyglądała jej się badawczo. Napotkała jej
spojrzenie i przeszedł ją zimny dreszcz.
-Znasz ją?- zagadnęła
szeptem do Carly.
-Była tu wcześniej,
ale kazała się wysadzić na jednym z przystanków, bo musiała zrobić make-up i
potem chyba taksówką dogoniła busa...- odszepnęła.
Wszystkie spojrzenia
były skierowane na dziewczynę ta wzdrygnęła się.
-Czy ja nie mogę
zaznać trochę spokoju tylko narażać się na was? Nie dość że znoszę was w tym
busie to muszę jeszcze znosić wasze gapienie się na mnie? Idioci- wyznała
głośno dziewczyna.
-Sharpey, jeśli
będziesz się tak zachowywać w stosunku do pasażerów wysadzimy cię na
najbliższym przystanku- warknął Cody.
Sharpey zamilkła, ale
w autobusie trwała niemiła atmosfera.
Metan wzięła głęboki
oddech i spojrzała w okno. Po jakimś czasie ku uciesze Sharpey, kierowca
oznajmił postój. Metan wyskoczyła z autobusu. Jednak po chwili odkryła, że
zrobiła wielki błąd. Po schodkach schodziła Sharpey. Metan wpadła na nią przy
wyjściu, przewracając się na nią.
-Ty pokrako! Przez
ciebie złamałam moje nowe szpilki i ubrudziłam sweterek! Ty idiotko, ty... masz
mi odkupić buty, ale już, jak mogłaś niezdaro, następnym razem uważaj jak
leziesz, ja...- Sharpey była tak zdenerwowana, że w akcie desperacji zrzuciła
Metan wprost w kałużę błota.
Cały autobus widział
to zajście. Cody patrzył na to wszystko z zdezorientowaną miną, Andrew
zaniemówił a pasażerowie patrzyli chłodno na Sharpey, a na Metan ze
współczuciem. Dziewczyna rozwścieczona do granic możliwości popatrzała na
siebie. Była ubłocona od czubka głowy aż po sznurówki conversów. Druga
natomiast uśmiechała się złośliwie, zadowolona ze swojego wyczynu.
Metan otrzepując się
ruszyła ku stacji benzynowej. Za nią pobiegli Carly, Cody, Andrew i jakaś
nieznana jej z imienia dziewczyna z niebieskimi pasemkami.
-Czekaj! Nie musisz
się przejmować nią, w Nevadzie wysiądzie i da ci spokój!- uspokajał ją Andrew-
tak ogólnie jestem Andrew, kierowca, może Cody ci coś o mnie wspominaał....
-Tak, wspominałem-
zapewnił zniecierpliwionym głosem Cody.
-To JEJ wina, ty
tylko chciałaś wysiąść, a jako że szła centralnie środkiem, to ona powinna cię
przepraszać- zapewniała Carly. Druga dziewczyna na bransoletce miała
wygrawerowane imię Abby.
-Jestem Abby, myślę
że jeśli będziesz trzymać się jej jak najdalej to zajedziesz do Kaliforni bez
skazy. Teraz idź do łazienki w camperze, musisz też zmienić ubranie...
przyniosłam ci walizkę- dziewczyna z niebieskimi pasemkami okazała się
najbardziej pomocna.
Dziewczyna przebrała
się w łazience w czarne rurki i różową bluzkę . Umyła włosy jedynie wodą i
mydłem w płynie, po czym związała je w ciasny splot.
Gdy wyszła, na
szczęście nigdzie nie zauważyła Sharpey.
Gdy camper ruszył, do
niej i jej zaczytanej towarzyszki przysiadła się Abby.
-Jak wam mija
wiosna?- spytała.
-Chyba dobrze...-
bąknęła Metan, wpatrując się w czubki swoich butów. Nie chciała dzielić się z
nimi swoimi przeżyciami zwłaszcza, że znała je dopiero kilka godzin.
Carly kiwnęła głową.
-No to... yyy....
jakiej muzyki słuchacie?- pytania Abby były tak banalne, jednak Metan
uśmiechnęła się
-Coldplay, One
Republic, The Wanted...-zaczęła wymieniać, jednak przerwała jej Carly
-Hmm lubię takie
piosenki o spełnionych marzeniach, takie przy których można pomyśleć i
pomarzyć- oznajmiła.
Abby nie
odpowiedziała na swoje pytanie, tylko zrobiła wielkie z przerażenia oczy, kiedy
rozległ się dosyć głośny trzask.
Metan zastanawiała
się, co mógł znaczyć.
-Zaczekajcie tutaj,
okay?- poprosiła, po czym skierowała się do przodu campera, przechodząc przez
zasłonę z chust i koralików.
Było to ciasne,
zatłoczone pomieszczenie. Z boku znajdował się fotel, na którym siedział
zapewnie Cody. Przy kierownicy leżały stosy najróżniejszych chipsów, chrupek i
napojów. Przy lusterku wisiał breloczek z hawajskim motywem. Na drzwiach
wyjściowych wisiała duża flaga Stanów Zjednoczonych. Na bocznych ścianach ktoś
porozwieszał przeróżne plakaty przedstawiające sławne zespoły i wykonawców. Na
ziemi znajdował się dywan z przeróżne wzorki.
Najdziwniejszy był
jednak brak Cody'ego. Andrew spojrzał na Metan.
-Co to był za huk?-
spytała nieśmiało blondynka.
Andrew zmarszczył
czoło
-Jaki huk?-zdziwił
się.
-No... Abby
usłyszała, z resztą jak pewnie wszyscy w busie, jakiś huk- wyjaśniła
szesnastolatka.
-Aha, too!- kierowca
machnął ręką- Gwałtownie hamowałem, bo za autem biegła Sharpey. Cody musiał się
jej tłumaczyć. Zrobił to z niechęcią- dodał gorzko Andrew.
Metan kiwnęła głową i
opowiedziała wszystko swoim znajomym.
-Jak to zgubiła się
na postoju? Przecież wyraźnie widziałam, jak wchodziła na stacje benzynową,
żeby kupić cappucino- rzekła Carly, głęboko się nad czymś zastanawiając.
-No tak, ale jak
wychodziłam z łazienki w camperze to jej nie było- wzruszyła ramionami Metan.
-Dziwne że się nie
zmęczyła, skoro biegła kilka kilometrów- zaśmiała się ironicznie Abby.
-W końcu złamałam jej
szpilki, więc biegła boso- zauważyła Metan.
-To już drugi raz.
Nie kapuję czemu.- dziwila
się Carly.
Nagle zadzwonił
telefon panny Walker. Spojrzała na wyświetlacz. Courtney.
-Halo?- rzuciła do
słuchawki
-Mogę spytać, gdzie
jesteś?- zapytał zniecierpliwiony głos z drugiej strony słuchawki.
-W busie, w drodze do
San Francisco. Jedziemy kilka godzin
-Co? Ty upadłaś na
głowę?!
-Może- odpowiedziała Metan. Rozłączyła się.
-Kto dzwonił?- spytała nieśmiało Abby
-Moja siostra. Osoba, której telefonów najmniej potrzebuję. Próbuje mnie zawrócić do Nowego Jorku- Metan miała taką minę, jakby ją zmuszono do przełknięcia łyżki soku z cytryny.
-Też mam siostrę, tyle że młodszą- powiedziała Carly, odrywając wzrok od książki.
-A ja nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką- spuściła oczy Abby. Poczuła, że łzy cisną jej się do oczu.
Abby urodziła się w Colorado. Miała nadzieję na powrót do rodzinnych stron. Tak naprawdę od kilkunastu lat nie była w domu. Jako dziecko wyjechała do Teksasu, a potem do Nowego Jorku uczyć się jazdy konnej w prestiżowej stadninie. Mieszkała ze swoją ciotką, w czasie gdy jej rodzice podróżowali. Colorado zwiedzili wzdłuż i wszerz. Pamiętała zielone ściany, ganek, krzaki hortensji w ogrodzie... wiele razy wyobrażała sobie jakby to było, gdyby stanęła w progu domu w Denver. Nigdy nie myślała o tym, że to może się stać naprawdę.
Opowiedziała im swoją historię, której słuchały z zaciekawieniem. Metan pod koniec westchnęła głośno i zasnęła.
GE-NIA-LNE!
OdpowiedzUsuń