poniedziałek, 22 lipca 2013

4. ,,So let's go somewhere no-one else can see, you and me"

Kolejny rozdział, trochę krótszy, ale jutro postaram się dodać jakieś konkretniejsze ;)



Camper, w którym znajdowała się Metan mknął uliczkami. Po pewnym czasie blondynka spojrzała na okładkę książki współtowarzyszki.
-Też lubię książki fantasy- powiedziała cicho, wpatrując się w okładkę, na których widać było zakapturzoną postać w zielonej pelerynie.
-Oo to fajnie- ucieszyła się  dziewczyna. Miała miodowe loki,niebieskie oczy i okulary ray-bany,była wysoka i szczupła.
-Jestem Metan- przedstawiła się, podając rękę dziewczynie
-Carly- uścisnęła rękę- jeśli mogę spytać to po co jedziesz do Kaliforni?
-Właściwie to jadę do mojej rodziny, wyjechałam z Nowego Jorku.
-Ja wyjechałam z mojego domu w Londynie, poleciałam samolotem do Kansas i teraz wracam do San Diego- dziewczyna uśmiechnęła się do Metan i ponownie zatopiła się w lekturze.
Drzwi busu otwarły się. Słychać było donośny głos (zapewnie kierowcy busa) pomieszany z drugim, który na pewno nie należał do Cody'ego i na schodkach pojawiła się dziewczyna.
Miała zimne,szare oczy, burzę włosów na głowie i opaloną skóre. Zlustrowała spojrzeniem każdego w autobusie i usiadła na najwyższym siedzeniu z tyłu busa, patrząc na wszystkich. Nie było to bynajmniej miłe spojrzenie. Ostentacyjnie udawała, że nie czuje oczu zwróconych na nią. Metan przyglądała jej się badawczo. Napotkała jej spojrzenie i przeszedł ją zimny dreszcz.
-Znasz ją?- zagadnęła szeptem do Carly.
-Była tu wcześniej, ale kazała się wysadzić na jednym z przystanków, bo musiała zrobić make-up i potem chyba taksówką dogoniła busa...- odszepnęła.
Wszystkie spojrzenia były skierowane na dziewczynę ta wzdrygnęła się.
-Czy ja nie mogę zaznać trochę spokoju tylko narażać się na was? Nie dość że znoszę was w tym busie to muszę jeszcze znosić wasze gapienie się na mnie? Idioci- wyznała głośno dziewczyna.
-Sharpey, jeśli będziesz się tak zachowywać w stosunku do pasażerów wysadzimy cię na najbliższym przystanku- warknął Cody.
Sharpey zamilkła, ale w autobusie trwała niemiła atmosfera.
Metan wzięła głęboki oddech i spojrzała w okno. Po jakimś czasie ku uciesze Sharpey, kierowca oznajmił postój. Metan wyskoczyła z autobusu. Jednak po chwili odkryła, że zrobiła wielki błąd. Po schodkach schodziła Sharpey. Metan wpadła na nią przy wyjściu, przewracając się na nią.
-Ty pokrako! Przez ciebie złamałam moje nowe szpilki i ubrudziłam sweterek! Ty idiotko, ty... masz mi odkupić buty, ale już, jak mogłaś niezdaro, następnym razem uważaj jak leziesz, ja...- Sharpey była tak zdenerwowana, że w akcie desperacji zrzuciła Metan wprost w kałużę błota.
Cały autobus widział to zajście. Cody patrzył na to wszystko z zdezorientowaną miną, Andrew zaniemówił a pasażerowie patrzyli chłodno na Sharpey, a na Metan ze współczuciem. Dziewczyna rozwścieczona do granic możliwości popatrzała na siebie. Była ubłocona od czubka głowy aż po sznurówki conversów. Druga natomiast uśmiechała się złośliwie, zadowolona ze swojego wyczynu.
Metan otrzepując się ruszyła ku stacji benzynowej. Za nią pobiegli Carly, Cody, Andrew i jakaś nieznana jej z imienia dziewczyna z niebieskimi pasemkami.
-Czekaj! Nie musisz się przejmować nią, w Nevadzie wysiądzie i da ci spokój!- uspokajał ją Andrew- tak ogólnie jestem Andrew, kierowca, może Cody ci coś o mnie wspominaał....
-Tak, wspominałem- zapewnił zniecierpliwionym głosem Cody.
-To JEJ wina, ty tylko chciałaś wysiąść, a jako że szła centralnie środkiem, to ona powinna cię przepraszać- zapewniała Carly. Druga dziewczyna na bransoletce miała wygrawerowane imię Abby.
-Jestem Abby, myślę że jeśli będziesz trzymać się jej jak najdalej to zajedziesz do Kaliforni bez skazy. Teraz idź do łazienki w camperze, musisz też zmienić ubranie... przyniosłam ci walizkę- dziewczyna z niebieskimi pasemkami okazała się najbardziej pomocna.
Dziewczyna przebrała się w łazience w czarne rurki i różową bluzkę . Umyła włosy jedynie wodą i mydłem w płynie, po czym związała je w ciasny splot.
Gdy wyszła, na szczęście nigdzie nie zauważyła Sharpey.
Gdy camper ruszył, do niej i jej zaczytanej towarzyszki przysiadła się Abby.
-Jak wam mija wiosna?- spytała.
-Chyba dobrze...- bąknęła Metan, wpatrując się w czubki swoich butów. Nie chciała dzielić się z nimi swoimi przeżyciami zwłaszcza, że znała je dopiero kilka godzin.
Carly kiwnęła głową.
-No to... yyy.... jakiej muzyki słuchacie?- pytania Abby były tak banalne, jednak Metan uśmiechnęła się
-Coldplay, One Republic, The Wanted...-zaczęła wymieniać, jednak przerwała jej Carly
-Hmm lubię takie piosenki o spełnionych marzeniach, takie przy których można pomyśleć i pomarzyć- oznajmiła.
Abby nie odpowiedziała na swoje pytanie, tylko zrobiła wielkie z przerażenia oczy, kiedy rozległ się dosyć głośny trzask.
Metan zastanawiała się, co mógł znaczyć.
-Zaczekajcie tutaj, okay?- poprosiła, po czym skierowała się do przodu campera, przechodząc przez zasłonę z chust i koralików.
Było to ciasne, zatłoczone pomieszczenie. Z boku znajdował się fotel, na którym siedział zapewnie Cody. Przy kierownicy leżały stosy najróżniejszych chipsów, chrupek i napojów. Przy lusterku wisiał breloczek z hawajskim motywem. Na drzwiach wyjściowych wisiała duża flaga Stanów Zjednoczonych. Na bocznych ścianach ktoś porozwieszał przeróżne plakaty przedstawiające sławne zespoły i wykonawców. Na ziemi znajdował się dywan z przeróżne wzorki.
Najdziwniejszy był jednak brak Cody'ego. Andrew spojrzał na Metan.
-Co to był za huk?- spytała nieśmiało blondynka.
Andrew zmarszczył czoło
-Jaki huk?-zdziwił się.
-No... Abby usłyszała, z resztą jak pewnie wszyscy w busie, jakiś huk- wyjaśniła szesnastolatka.
-Aha, too!- kierowca machnął ręką- Gwałtownie hamowałem, bo za autem biegła Sharpey. Cody musiał się jej tłumaczyć. Zrobił to z niechęcią- dodał gorzko Andrew.
Metan kiwnęła głową i opowiedziała wszystko swoim znajomym.
-Jak to zgubiła się na postoju? Przecież wyraźnie widziałam, jak wchodziła na stacje benzynową, żeby kupić cappucino- rzekła Carly, głęboko się nad czymś zastanawiając.
-No tak, ale jak wychodziłam z łazienki w camperze to jej nie było- wzruszyła ramionami Metan.
-Dziwne że się nie zmęczyła, skoro biegła kilka kilometrów- zaśmiała się ironicznie Abby.
-W końcu złamałam jej szpilki, więc biegła boso- zauważyła Metan.
-To już drugi raz. Nie kapuję czemu.- dziwila się Carly.

Nagle zadzwonił telefon panny Walker. Spojrzała na wyświetlacz. Courtney.
-Halo?- rzuciła do słuchawki
-Mogę spytać, gdzie jesteś?- zapytał zniecierpliwiony głos z drugiej strony słuchawki.
-W busie, w drodze do San Francisco. Jedziemy kilka godzin
-Co? Ty upadłaś na głowę?!
 -Może- odpowiedziała Metan. Rozłączyła się.

-Kto dzwonił?- spytała nieśmiało Abby
-Moja siostra. Osoba, której telefonów najmniej potrzebuję. Próbuje mnie zawrócić do Nowego Jorku- Metan miała taką minę, jakby ją zmuszono do przełknięcia łyżki soku z cytryny.
-Też mam siostrę, tyle że młodszą- powiedziała Carly, odrywając wzrok od książki.
-A ja nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką- spuściła oczy Abby. Poczuła, że łzy cisną jej się do oczu.

Abby urodziła się w Colorado. Miała nadzieję na powrót do rodzinnych stron. Tak naprawdę od kilkunastu lat nie była w domu. Jako dziecko wyjechała do Teksasu, a potem do Nowego Jorku uczyć się jazdy konnej w prestiżowej stadninie. Mieszkała ze swoją ciotką, w czasie gdy jej rodzice podróżowali. Colorado zwiedzili wzdłuż i wszerz. Pamiętała zielone ściany, ganek, krzaki hortensji w ogrodzie... wiele razy wyobrażała sobie jakby to było, gdyby stanęła w progu domu w Denver. Nigdy nie myślała o tym, że to może się stać naprawdę.

Opowiedziała im swoją historię, której słuchały z zaciekawieniem. Metan pod koniec westchnęła głośno i zasnęła.
 

1 komentarz: