niedziela, 21 lipca 2013

1.,,No one will ever understand how much it hurts|""

 Mój nowy FF, pierwszy rozdział :) Sorry że dużo się dzieje, akcja dzieje się za szybko i lekki chaosik.



Było późne popołudnie. Metan spacerowała ulicami Nowego Jorku nie wiedząc co robić. Z perspektywy przypadkowego obserwatora była to sytuacja jak najbardziej normalna: Zwykła 16latka, prawdopodobnie przeszukuje witryny prestiżowych sklepów, patrząc tęsknie na ubrania za szybą. Jednak było inaczej.
Owa dziewczyna zgubiła się. Był to jej pierwszy tydzień w Nowym Yorku, a już wpadła. Plany dotyczące znalezienia domu siostry legły w gruzach. Spojrzała na kartkę, na której cieńkim pismem napisana była nazwa ulicy.
,,Też mi coś!"- pomyślała Metan i westchnęła. Mogła podjechać tutaj chociażby samochodem, jednak problem polegał na tym, że jej siostra miała kluczyki zapasowe, podczas gdy Metan swoje zgubiła.
Kompletnie otępiała i zmęczona usiadła na ławce. W hotelu nie powitają ją z otwartymi ramionami, przecież dzisiaj miała już koniec terminu zakwaterowania. Targała za sobą wielką walizę, a przy okazji ciągnęła za jasne włosy.
-To już koniec-jęknęła dziewczyna. Nie tak wyobrażała sobie ten dzień. Dobrze, może wiedziała że będzie tak to wyglądało, ze względu na zapominalstwo starszej siostry. Pewnie zasnęła lub (w co średnio wierzyła) rzeczywiście wyjechała i stoi w korku. Ale w sumie po co dała jej karteczkę z adresem, skoro przyjedzie? Może to była ukryta aluzja?
Wtem zza rogu wyjechała błyszcząca, czarna Mazda. Za kierownicą siedziała dziewczyna która wyglądała na lekko...roztargnioną to łagodne określenie. Włosy w kolorze ciemnej czekolady wyglądały na niezbyt uczesane. Na nogach miała masywne, czarne buty które kontrastowały z niedbale zapiętą koszulą z krawatem.
-Metan! No, rusz się- poganiała dziewczyna, wywalając karton z pizzy z przedniego siedzenia. Na widok zdezorientowanej miny blondynki roześmiała się. Włączyła radio i po chwili ruszyły powoli zatłoczonymi ulicami.
-Courtney czemu JA musiałam czekać tak długo, podczas gdybyś dała mi kluczyki zapasowe z mojego to bym....- jednak przerwała, ponieważ zadzwonił jej telefon. Na wyświetlaczu komórki wyświetlił się niewyraźny napis.
-Kto dzwoni?- zainteresowała się Courtney, patrząc siostrze przez ramie.
-Nikt- wymigała się Megan. Tak na prawdę to zadzwonił ktoś, czyich telefonów nie chciała odpierać.
Przyjechały na miejsce. Courtney przekręciła kluczyk w zamku. Drzwi nie otworzyły się. Metan popatrzała na nią z lekkim zażenowaniem.
-Pomyliłaś drzwi?
-Nie, skądże znowu, za kogo ty mnie masz?- spoważniała Courtney. Metan uniosła znacząco brwi- Czasem tak się dzieje.
Kopnęła delikatnie drzwi.
Na pierwszy rzut oka można było odnieść wrażenie że to najzwyczajniejszy przedpokój na świecie. Jednak w salonie panował tak nieopisany chaos... Blondynka przełknęła ślinę i omijając porozrzucane na podłodze rzeczy ruszyła w kierunku swojego pokoju.
-Tu zamek jest normalny, tak?- zapytała Metan z pretensją w głosie.
-Emm.... chyba- zaśmiała się dziewiętnastolatka
W pokoju na szczęście panował porządek. Dziewczyna wpatrywała się w ciemnowłosą zbita z tropu.
-To już nie rozumiem. Ty studiujesz, tak?
-No, tak.
-W Nowym Jorku?
-Tak jest.
-A co ja będę robić jak ty będziesz na zajęciach?
-No.. tego...- Courtney przegryzała nerwowo wargi- właśnie myślałam... rodzice chcą cię zapisać na jakieś zajęcia dodatkowe. Od wtorku będę cię na nie zawozić...
-Mogę chociaż spytać JAKIE to zajęcia? Bo odniosłam wrażenie, że wszyscy próbują mnie się pozbyć. No tak, wy wszystko załatwicie, a ja mam siedzieć godzinami na tych ,,zajęciach" tak? A pomyśleliście kiedyś że może ja przyjechałam tu bo mam dosyć tkwienia jak kołek na przedmieściach niewielkich miasteczek? Pomyśleliście o tym?!- Metan czuła się sflustrowana.
-Metan...
-Nie, wcale nie Metan, Metan, Metan! W kółko słyszę tylko uciszanie mnie i odciąganie od wszystkiego! Nie, nie pójdę na te zajęcia- zaprotestowała dziewczyna.
-Cóż, myślałam że lubisz grać na gitarze- uśmiechnęła się Courtney.
Metan usiadła wpatrując się w sznurówki swoich butów.
-Ty cwaniaku- skrzywiła się. Ciemnowłosa parsknęła śmiechem, a siostra jej wtórowała.Cisnęła w nią poduszką, na co ta uśmiechnęła się szeroko.
-Dobrze młoda, teraz wybywam na zajęcia. Rozpakuj się. Tu masz- podała siostrze papier zwinięty w rulon- numer do naszego sąsiada. Chodzi na te zajęcia, zadzwoń do niego, podpytaj się...
Kiwnęła głową. Drzwi do jej pokoju zatrzasnęły się.
Ten wybuch złości nie był zbyt uzasadnieni. Jej rodzice chcieli by rozwijała swoje muzyczne zdolności, powinna im za to dziękować.
Stwierdziła że chce wyjść.
Już zamknęła drzwi sypialni, kiedy coś zalśniło delikatnym blaskiem na stoliku nocnym.
Zmrużyła oczy i mimo ciekawości postanowiła nie mieszać się w sprawy siostry... jednak coś ją tak niesamowicie kusiło... spojrzała kątem oka. Była to nazwa uczelni, na której studiowała jej siostra.
To dziwne, jednak nigdy nikt nie umiał odpowiedzieć na pytanie, jaki kierunek studiów wybrała Courtney. Za każdym razem wykręcała się stwierdzeniem że ,,Właściwy"
Mimo poważnych kłótni z rodzicami nigdy się tego nie dowiedzieli. Wywarło to na niej taką presję, że z rodzinnej Californi wyjechała do Nowego Jorku.
Metan postanowiła że dowie się tego, jednak nie spojrzała na ulotkę.
Nie dzisiaj. Nie teraz.
Wzmogło ją jednak jakieś dziwne poczucie, że musi to zrobić. Wbiła tak mocno zęby w wargę, że zaczęła sączyć się z niej krew. Nachyliła się nad ulotką.
Zabrakło jej tchu, a świat zawirował jej przed oczami.
To co przeczytała, odebrało jej mowę.
Wpatrywała się w małe, czarne literki, próbując powstrzymać wymioty.
Kierunek muzyczny.
Po pierwszym szoku poczuła jednak złość. Czemu siostra nie powiedziała jej, że ciągnie ją do muzyki? Nigdy ani nie śpiewała, ani nie grała na żadnym instrumencie. Wszystkie uroczystości rodzinne kończyły się wymówką Courtney że nie będzie śpiewać ,,Bo nie potrafi". Chodziła do muzycznej, rodzice nigdy nie wpominali na czym grała, w każdym razie  po krótkim czasie jej się znudziło. To było nie do zniesienia- wiedzieć, że ma się siostrę, która pewnie jest utalentowana muzycznie a nigdy nic o tym nie wspominała. Przecież od lat mówiła o medycenie, że zostanie chirurgiem, mówiła to każdemu kto zechciał ją słuchać.
Teraz usilnie chciała by Courtney chodziła na te zajęcia.
Na co mieli nadzieję rodzice Metan gdy posłali ją  do Nowego Jorku? Chyba na pewno nie by chodziła na te zajęcia. Może miała dowiedzieć sie co robi jej siostra?
Nigdy nie pasował do niej poważny zawód. Była roztargniona, bujająca w obłokach. Ledwo łączyła koniec z końcem.
A teraz muzyka? Liczy na nadzieję nowojorskiej piosenkarki? Nie, to by do niej nie pasowało.
Metan bolała głowa od natłoku myśli. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Spojrzała jeszcze raz. Na samym dole zwiniętej kartki widniał adres szkoły.
Blondynka postanowiła tam ruszyć jeszcze dzisiaj.
Jeśli zastanie tam siostrę...
                                                                         ***************
Ulice Nowego Yorku stały się szare, mimo że miasto tętniło życiem. Zabiegani piesi rozmawiając przez telefon wsiadali do żółtych taksówek i odjeżdżali, mimo że przez szyby słychać było ich donośne głosy.
Latarnie świeciły nikłym światłem. Wokół słychać było gwar mniejszy niż w południe, pijackie okrzyki i donośne szczekanie psów. Metan drżała z zimna i strachu- nowe, nieznane miasto w którym w każdej chwili może się zgubić.
Spojrzała na wielki, różowy budynek. To chyba tu. Poczuła niepewność- a jeśli nie będzie tam jej siostry?
Szła jakimś opustoszałym korytarzem. Znajdowały się tam dziesiątki drzwi. Które ma wybrać? Czuła się jak w jakimś urzędzie. Szła jednak z nadzieją. Czy nie powinno tu być studentów, uczniów, nie powinno być słychać dźwięków instrumentów?
Otworzyła drzwi z których usłyszała delikatny, czysty głos zmieszany z dźwiękiem pianina. Zapukała.
-Otwarte!- krzyknął jakiś mężczyzna.
Niepewnym krokiem podeszła do niego i  spojrzała na dziewczynę z kędzierzawymi, rudymi włosami.
-Ja szukam... Courtney Walker- bąknęła, wpatrując się w podłogę.
-Courtney! Courtney! Ktoś do ciebie, chodź tu.- krzyknął mężczyzna.
-Witam, Courtney Ann Walker, jestem nauczycielką gry na pianinie...- wyrecytowała z zamkniętymi oczami.
Gdy je otworzyła, zamarła z podkładką w ręku.
-Metan!- krzyknęła ochryple.
-No,czekam na wyjaśnienia panno Walker- zakpiła Metan, wpatrując się w siostrę- więc jesteś nauczycielką gry na pianinie, tak?
Nastąpiła kłopotliwa cisza, którą przerwała ruda dziewczyna, która właśnie śpiewała.
-No to mam dalej śpiewać?- spytała poirytowanym głosem.
-Walker, załatwiajcie takie sprawy na zewnątrz, to jest poważna instytucja, a nie jakaś karczma! No, już!
Jednak Metan prychnęła i wybiegła.

2 komentarze: