Sobotni
poranek. Galanteria wstała z łóżka. Po zaspanych oczach można było stwierdzić,
że nie spała całą noc. Ta koperta... no i ten alicorn.
-O co tu chodzi?-
myślała
Zegar na
biurku wskazał dziewiątą.
-Muszę
powiedzieć o wszystkim pani Angel
Wzięła
plecak, do którego włożyła niedawno pożyczone książki i tajemniczy list. Tę z
działu zakazanego schowała w drugiej przegrodzie. Zamknęła swój pokój na klucz
i czym prędzej pognała do biblioteki.
***
-Galanterio!-
zawołała White Angel-Jak się cieszę, że przyszłaś, ale czemu tak wcześnie?
-Miałam…
nocną przygodę. Myślałam dużo o tym wszystkim, a potem stało się to…
-Co?-
zapytała
Galanteria
opowiedziała o nocnych wydarzeniach. Gdy ziemska klacz skończyła opowieść
pokazała bibliotekarce kopertę.
-Lepiej nie
otwieraj tej koperty. Kto wie co może się w niej kryć.
-Też o tym
myślałam
-Teraz daj
mi wypożyczone przez ciebie książki i idź do pokoju. Najlepiej wcale z niego
nie wychodź.
-Dobrze pani
Angel-odpowiedziała
Oddała
książki do biblioteki i pognała galopem do pokoju
***
Galanteria
siedziała w pokoju. Była skłócona z samą sobą. Zarazem bardzo chciała otworzyć
kopertę, ale to było niebezpieczne. Klacz postanowiła, że lepiej będzie jeśli
schowa kopertę. Monotonną ciszę przerwało pukanie. Galanteria nawet nie
zapytała „kto tam?”, tylko ostrożnie podeszła do drzwi. Pomyślała tylko o
jednej osobie, która mogłaby pukać do drzwi. O czarnym alicornie. Otworzyła je
i już miała zacząć piszczeć, kiedy usłyszała „Cześć!”. Otworzyła drzwi na
oścież.
-Oh to ty
Shining Sky.- westchnęła z ulgą- A już myślałam, że kto inny.
-Jesteś
blada jak ściana. Stało się coś?
-Mówiłam, że
spodziewałam się kogoś innego. Przestraszyłaś mnie. Wejdź.
Shining Sky
weszła do pokoju.
-Poza tym
chciałam cię spytać o to, co się stało na zawodach.
-Nie
rozumiem- powiedziała Galanteria
-No o te
skrzydła.
-Po prostu
ci się wydawało. Ja jestem ziemskim kucem, a nie pegazem.
-Możesz mnie
uwarzać za głupią, ale ja cię widziałam z tymi skrzydłami. Wtedy wycofałam
swoją wypowiedź, żeby nie dostać się do domu wariatów
Galanteria
uśmiechnęła się pod nosem
-Prędzej czy
później i tak się tam znajdziesz.
-Skończ już
dobra! Widziałam cię z tymi skrzydłami. Jesteś jakąś wiedźmą czy co?
-Chyba będę musiała opowiedzieć ci wszystko od początku, żeby
to wyjaśić.
I zaczęła
opowieść. Shining Sky co chwilę wydawała okrzyki zdziwienia. Kiedy skończyła
jednorożka spytała:
-Z tego co
pamiętam to uważałaś, że Gardeni to bajka dla źrebaków?
-No
przecież. Oni nie istnieją.
-Pomyłka.
Moi rodzice żyli w czasach kiedy oni nie byli bajką.
Galanteria
była zaskoczona. Przez tyle lat uważała, że Gardeni to bajka, a teraz znajoma
mówi jej, że kiedyś istnieli!? Nieeee. To było niemożliwe.
-Serio?
-Tak.
Rodzice zawsze mówili mi, że oni byli… Inni.
-W jakim
sensie?
-Pomyśl jak
było by mieć zdolności, moc i potęgę wszystkich ras i mimo to być ziemskim
kucem. Mnie wydaję się to niezwykłe i niemożliwe, ale tak było.
Galanteria
przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. W pewnym momencie olśniło ją.
-Rozumiem,
że myślisz, że ja mogę być jednym z Gardenów?- spytała
-W pewnym
sensie to możliwe. Pamiętasz ten jakby czar który rzuciłaś na Grand Diamond?
Cecha jednorożca (magia). A skrzydła? Pegaz.
-OK. Gardeni
istnieli, ale ja mam być jedną z nich? Bzdura.
Shining Sky
spojrzała na zegarek.
-Już późno.
Muszę wracać.
Wyszła z
pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
-A może
Shining Sky ma rację?- myślała-Może faktycznie należę do rodu Gardenów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz